Szary całun rozjaśnił ciemny horyzont. Z wilczą godziną nadciągała mgła, przelewając się niespiesznie przez wzgórza i opadając w ciemną dolinę. Uniósł oczy ku niebu na pożegnanie z gwiazdami, gdy pierwsze promyki słońca zatańczyły na najwyższych chmurach. Rosa zbierała się w grubą kroplę na końcu jego zadartego nosa, nie rozróżniając zapewne elfa od gałęzi, na której trwał przycupnięty całą noc. Gdy kropla oderwała się przegrywając nierówną walkę z grawitacją, elf również sfrunął, ścigając się z nią w dół grubego pnia rozłożystego dębu. Gdy wylądował na uginającej się pod ciężarem stóp ściółce runa leśnego, spotkał się z nadciągającą ścianą wilgoci.

Przywitał mglisty poranek uśmiechem. Kiedy przesiadywał w rodzinnych stronach, takie poranki cenił sobie najbardziej. Przez mleczną powłokę łatwiej dostrzec pnące się wysoko filigranowe wieżyczki. Usłyszeć cichy szmer wody przelewającej się w fontannie, do wtóru której przyśpiewuje nagradzany oklaskami bard. Już po chwili przeciskał się pomiędzy swymi pobratymcami, aby dojść na skromne targowisko, wiedziony zapachem jabłek pieczonych z orzechami i gęsto zalanych słodkim jak wspomnienia miodem.

Świetlista tarcza słońca wychynęła w końcu nieśmiało ponad horyzont, rozświetlając szarą mgłę złotymi barwami odbijanymi w nieskończoność przez zawieszone w powietrzu drobinki wody. W świetlistej mgle, nie było miejsca dla choćby skrawka cienia…

Spokój poranka zaburzył chłodny, wiosenny podmuch od strony szczytów górskich. W mgnieniu oka rozpędził mgłę zostawiając samotnego elfa z cieniem smutnego uśmiechu na wąskich ustach.

Zniknęły misterne wieżyczki, rozpłynęła się majestatyczna fontanna, przepadł wesoło przyśpiewujący bard wraz z resztą pobratymców. Elf stał sam pośrodku pustej polany. Wprawne oko mogło dostrzec rozrzucone gdzieniegdzie kamienie, przerośnięte mchem i trawą. Ruiny cywilizacji przegnanej wieki temu przez cień.
**

Inny elf podążał na południe przez ciemny las. W jego najbardziej odludne zakątki. Wiedział gdzie szukać swego przyjaciela. Gdy drzewa przerzedziły się zwolnił i ostrożniej wybierał drogę. Delikatny niczym babie lato sznurek zastąpił mu drogę. Ominął go z trwogą, dostrzegając zaostrzone kołki, wystające spod z pozoru bezładnie rzuconych wiatrem liści. Pilnując się jeszcze bardziej wyminął kolejnych kilka pułapek. Jego oczy powędrowały w górę, ku koronom drzew, gdzie dostrzegł dobrze ukryte rzędy struganych oszczepów wyciosanych z gałęzi. Dobrze ukryte przed oczami podlejszych istot. Dobrze widoczne okiem elfa. Uśmiechnął się do myśli, iż jego przyjaciel umyślnie pozostawił znaki dla swych pobratymców. Jednak wciąż pewnie stąpał poza cieniem. Orzeźwiający podmuch wiatru wyrwał go z chwilowej zadumy. Przeciwstawił się mroźnej sile postępując kilka kroków naprzód. Stanął na skraju polany, obserwując strzępy rozwiewanej mgły, z której wyłoniła się samotna sylwetka.

**
Powitali się radośnie poklepując po ramionach.
Musiałem tu przyjść ostatni raz przed wyjazdem. – rzekł z ukrywanym żalem.
Iston. (wiem) – odpowiedział świeżo przybyły
Na lû e-govaned vîn. (Do zobaczenia )
N’i lû tôl. (Do zobaczenia )
Obserwował jeszcze przez jakiś czas znikającego w gąszczu towarzysza, po czym rozejrzał się naokoło po jego dziedzictwie. Miejscu, którego ani on, ani drugi elf nigdy nie widział w stanie rozkwitu. Słyszeli jedynie smutne pieśni o tym miejscu, w którym zaległy cienie. Smutne pieśni tych, którzy porzucili nadzieję i odpłynęli za morze. Cztery lata temu przegnano cień, jednak jego towarzysz wciąż odwiedzał to miejsce. Nie był w stanie zapomnieć. Dlatego zgłosił go do tej wyprawy. Niemal zmuszając do opuszczenia Mrocznej Puszczy.

W swych rozmyślaniach dał się kierować nieznanym ścieżkom, które wiodły go w głąb ruin. Poczuł przytłaczającą aurę miejsca, w którym się znalazł zbyt późno by się wycofać. Wiedział co ujrzy za kolejnym zakrętem, jednak nie mógł powstrzymać swych nóg. W głębokim dole, przewalały się tuziny orczych trucheł. Niektóre mniej, niektóre bardziej nadgryzione nieubłaganym zębem czasu. Truchła łamane, przebijane, cięte i miażdżone z taką nienawiścią, że żadne stworzenia nie śmiały zaszczycić ponurego pomnika zemsty swoją obecnością. Obrócił nieobecne spojrzenie w kierunku celu podróży swego przyjaciela. Może było już za późno. Może już stąpał pomiędzy cieniami…

Dodaj komentarz